Translate

wtorek, 6 września 2016

Wachlarze rzęs - long4lashes


 Uwaga wracam :-)
Zaliczyłam dość długą przerwę w "blogerskiej karierze", ale może to i lepiej, bo chcę wierzyć, że się za mną stęskniliście :-)
Tak naprawdę to brak czasu spowodował, że zwolniłam tępo blogowania.
Inaczej z moim Instagramem, ale tam jest łatwiej. "Focia" - opis i załatwione. :-)
Ale do rzeczy.
Kiedyś pisałam o moich "wygryzionych" rzęsach i kilku preparatach, które specjalnie na ten stan nie pomogły.
Napisałam też, że testuje coś innego. No to czas na relacje.
To coś inne do to preparat do rzęs Long4 lashes.
Nie będę ukrywać, że już wcześniej słyszałam z wiarygodnego źródła, że czyni cuda.
Pełna nadziei dzielnie stosowałam preparat każdego dnia aplikując go na noc aby uniknąć nieprzewidzianych sensacji typu "nieprzerwany płacz przez cały dzień" :-)
Słyszałam, że  pierwsze efekty widać dopiero po około 2 miesiącach.
No i zasadniczo jest to prawda, aczkolwiek u mnie już po miesiącu widać było pewne zmiany ale.....
na jednym oku :-)
Podekscytowana pobiegłam do sklepu i kupiłam jeszcze tusz do rzęs z odżywką tej samej firmy :-)
"Jak szaleć, to szaleć- pomidorowa proszę"
Obecnie mijają 4 miesiące "bombardowania" moich rzęs i powiem szczerze, że przeszło to moje najśmielsze oczekiwanie.
A oto efekty:
 Rzęsy bez tuszu, a i tak widać doskonale jak sa długie chociaż ich kolor zostawia wiele do życzenia :-)


"Wytuszowane" jeden  raz.
Tusz long4laszes z odżywką

A teraz zdjecia tego co było wcześniej. wprawdzie nie na starcie ale tak po miesiącu stosowania :-)





Zdjęcia nie sa najlepsze, bo musiałam je bardzo mocno przybliżyć aby było cokolwiek widać.


Zdjęcia nie oddają tego jak naprawdę te rzęsy teraz wyglądają.
Jednak i tak widać spora różnicę pomiędzy tym co było a co jest.










Z czystym sumieniem mogę polecić ten preparat.
Efekty sa cudowne.
Ja osobiście jestem zachwycona i będę polecać każdemu ten preparat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz